Pierwsza maszyna do szycia – moja historia

Stara maszyna do szycia Grobelny

Pierwsza maszyna do szycia, historia prawdziwa

Tak, to jest pierwsza maszyna do szycia, na której szyłam ja, moja mama i moja babcia. Dla każdej z nas, była pierwszą, lecz nie dla każdej jedyną. To właśnie ją narysowała niegdyś Maryś swoimi zaczarowanymi kredkami, na moim bannerze na Facebooku.

Jest to również pierwsza maszyna do szycia, która pojawiła się w naszej rodzinie, a było to tak…

W czasie wojny, na dwa miesiące przed wyzwoleniem, wbiegł do babci na podwórko człowiek błagający o pomoc, aby go ukryć przed Niemcami. Babcia, młoda kobieta wtedy z piątką dzieciaków (dziadek w obozie koncentracyjnym siedział, z którego już nigdy nie wrócił), nie zastanawiała się długo, tylko kazała mu się wczołgać do stodoły przez dziurę przy ziemi, w miejscu gdzie był przywiązany pies na łańcuchu. To miejsce zawsze było miejscem psa… i podczas wojny, i dziesiątki lat później, kiedy jako mała dziewczynka jeździłam na wakacje na wieś… pod gruszą. Dosłownie, bo buda stałą pod gruszą z ulęgałkami, które rzucaliśmy psu w powietrze, a on łapał je w pysk i… zjadał. Każdą jedną… w locie 🙂

Tak więc człowiek wczołgał się do tej dziury, gdzie była tylko niewielka przestrzeń, w której mógł się schować, a babcia zasłoniła dziurę deskami.

Hitlerowcy przybiegli z psami tropiącymi, te zdecydowanie coś wywęszyły, ci pytali, babcia rozkładała ręce… 
Gdy psy doszły do budy, zaczęły się obwąchiwać z psem babci. Niemcy wywnioskowali, że psy głupie trop straciły, szarpiąc je poszli.
Babci ulga ogromna… chyba wszyscy wiedzą co groziło za ukrywanie poszukiwanych.

Kazała mu stamtąd w dzień nie wychodzić, bała się…
Pozycja leżąca, bez zbytniej możliwości ruchu, czy przekręcania się, bo było ciasno. Kiedy babcia szła dać psu jeść, podsuwała i jemu coś do zjedzenia i picia. W nocy na chwilę wychodził za potrzebą oraz rozprostować kości, po czym wsuwał się z powrotem w szczelinę i czekał kolejnego wieczora.

Każdy jego dzień przez dwa miesiące wyglądał tak samo, aż do momentu wyzwolenia. Kiedy ogłosili koniec wojny, babcia powiedziała, że już może iść i że już nic mu nie grozi.

Po niedługim czasie, chyba po ok. 3 miesiącach, przyjechał furmanką, na której stał stół od maszyny z maszyną do szycia. W ten sposób chciał się odwdzięczyć za okazaną mu pomoc. Powiedział, że jej bardziej się przyda przy piątce dzieci, niż jemu.

Maszyna podobno już wtedy lepiej nie wyglądała. Stara, zniszczona politura, złocenia wytarte, ale… szyła! Nikt nie wie ile ta maszyna ma lat, ani jakiej jest firmy.

Babcia, która wszystkie ubrania do tej pory szyła ręcznie, na pewno odczuła ulgę. Teraz wszystko szło szybciej i sprawniej, a przecież jeszcze robota w polu czekała.

Kurs szycia

Fach w rękach babcia nabierała jeszcze jako dziecko, nie byle jak, bo od samej krawcowej z tym, że pobierała nauki w polu, podczas wypasania krów, w tajemnicy przed pradziadkiem, bo bardzo ją za to ganił „robota czeka, a nie głupoty!”. Później jednak już jako młodziutka panienka, szyła koszule, sukienki, kapoty* (*słownictwo mamy) swoim rodzicom i rodzeństwu. Pradziadek przekonał się do jej zamiłowania dopiero wtedy, jak pokazała mu uszytą dla niego koszulę. Nie mógł wyjść z podziwu i nie rozumiał „jak? kiedy? skąd to potrafi?”

Tak więc od tamtego momentu maszyna w domu mojej babci była SKARBEM. Maszyna do „pedałowania”, nie na prąd (kto miał wtedy prąd na wsi?), ale jaki ścieg i jak szybko!

Rodzeństwo mojej mamy zbyt posłuszne nie było… chłopaki (trzech), co jeden to lepszy „mechanik”. Każdy chciał szyć, sprawdzić jak to działa, więc najczęściej jak babcia wychodziła z domu, mieli używanie.

Kiedy przychodziło do szycia… maszyna wiecznie rozregulowana. Babcia widziała pozszywane kawałki i złościła się okrutnie. Wycwanili się podobno później i zamiast szmatek podkładali i szyli stare gazety, które po zabawie wrzucali do pieca. Winnego nigdy nie było 😉

W którymś momencie, maszyna podobno upadła na podłogę tak nieszczęśliwie, że wygięła się główka. Najstarszy z chłopaków, już wtedy uczący się na kowala, naprostował główkę młotkiem na kowadle.

Z pokolenia, na pokolenie

Później maszyna została mojej mamie, ponieważ do końca mieszkała z babcią.
To na niej, jako mała dziewczynka uczyłam się szyć. To na niej, jeszcze w podstawówce, uszyłam sobie bluzkę bez rękawów, ze starej babcinej spódnicy w papugi i liście palmy.
Cała bluzka uszyta za pomocą szwów francuskich. Dawno już tej bluzki nie mam, ale żałuję, bo materiał dziś bardzo na czasie, a jednocześnie bardzo unikatowy…

Później była już inna maszyna, tak więc staruszka poszła w odstawkę. Zapytałam niedawno mamy, czy mogę ją sobie zabrać, powiedziała, że oczywiście, bo ona i tak już na niej nie szyje, a i sama maszyna coś ma skrzywione chyba, bo zrywa nici.

Wystarczyło ją wyczyścić i zamiast igły półpłaskiej, założyć z okrągłą kolbą. Maszyna jest sprawna do dziś. Ma ubytek przy mocowaniu igły do igielnicy, sprytnie zastąpiony nakrętką do śrubek, obudowę zrytą przez wbijanie szpilek w naszytą szmatkę, którą już wyrzuciłam i bardzo nie lubię tego sposobu (o zgrozo, bardzo popularnego). Same widzicie jak po tym maszyna wygląda.

W każdym razie maszyna z tych co to „gniotsa-niełamiotsa”. W jej przypadku dosłownie.

Na filmie dotyczącym chwytaczy występuje ze swoim czółenkiem.

stara, pierwsza maszyna do szycia

Tutaj możecie popodziwiać maszynę od spodu. Najprostsza budowa jaka może być. Tutaj nawet nie ma się co popsuć 🙂

stara, pierwsza maszyna do szycia spód

Singer? Nie…

Nie mam pewności tak do końca jakiej firmy jest maszyna.

Żeliwne nogi do niej miały nazwę „Grobelny”. Sama maszyna była bardzo zniszczona od początku, więc nazwy na niej już nie było. Mama twierdzi, że skoro nogi były Grobelny (niestety już ich  nie ma), to i maszyna musi taka być. No i tak od zawsze, nazywana jest przez wszystkich „poczciwym Grobelnym”, bo czego ona nie szyła…? Wszystko, z dywanami włącznie.

Jedyny znak, który może mógłby pomóc w identyfikacji, to numer seryjny, który widoczny jest na poniższym zdjęciu, ale nie wiem jak go rozczytać.
Czy przy jego pomocy da się coś odszyfrować?

stara, pierwsza maszyna do szycia - numer seryjny

Podoba Wam się historia naszej pierwszej maszyny?

Może Wy też macie jakieś swoje historie rodzinne, w której bohaterką jest maszyna do szycia?Chętnie poczytałabym Wasze opowieści 🙂

P.S. Pamiętajcie koniecznie o zgłoszeniu swojego bloga do konkursu na Szyciowy Blog Roku

Categories: Bez kategorii
  • Apozu

    Hmm… Piękna historia, mogę powiedzieć, że się zadumałam… Wspaniała babcia! I znów sprawdza się, że dobro powraca… Zazdroszczę pozytywnie takiej pamiątki – sama maszyna cudo!!! I hmm pasuje mi do Ciebie :).

    • Maszyna do mnie pasuje? Dlatego, że taka stara? 😉
      Babcia na pewno była wspaniała, ale niestety nie było nam dane się poznać 🙂

  • Bardzo ciekawa historia i piękna maszyna.:)

  • Jay

    Bardzo ciekawy wpis. Pamiętam jak moja babcia opowiadała mi historie zza czasów wojny… Niech spoczywa w pokoju. Niestety babcina maszyna się nie uchowała, jedynie stół pozostał.

    • No proszę, a mnie się stół nie uchował. Stanowimy zatem komplet 😉

      • Jay

        Haha. Uzupełniamy się 😉

  • Jo Ho

    Żorżet!!! Pfaff z 1931
    tu są numery fabryczne roczników http://ismacs.net/pfaff/pfaff_manufacture_dates.html
    zdjęcia w googlach wyrzucają maszynę baaardzo podobną do Twojej, z tą charakterystyczną blaszką na korpusie

    tak mi się wydaje

    piękna historia

    • Jo – faktycznie jej teraz jakby najbliżej do Pfaff i te numery seryjne przemawiają ZA tym.
      Czoło na główce ma spękane jak moja, kształt ogólny odpowiedni. Jedyne co mnie niepokoi, to zbyt bogate u mnie zdobienia. Pfaff raczej ma czysty design, ale może się mylę i mieli jakąś serię bogaciej zdobioną…
      Tutaj udało mi się na filmiku znaleźć taką, że a nuż… jednak identyczna nie jest.
      https://www.youtube.com/watch?v=GgFGN9Gg2ZU
      W każdym razie bardzo dziękuję za zaangażowanie i namiary, ułatwia to poszukiwania, chociaż jak wspominałam Ci wcześniej, staje się to moją obsesją teraz 😉

  • Piękna historia…pamiętam podobną maszynę, stojącą w rogu pokoju mojej cioci. 30 lat temu…

    • Te maszyny są praktycznie niezniszczalne 🙂