Wiosna przyjdzie, jak jej dam szansę i znowu troszeczkę o igłach
Właśnie sobie przypomniałam, że miało miejsce pewne postanowienie. Mianowicie zaplanowałam sobie zrobienie chusty Echo Flower do wiosennej wełnianej kurtki. Jako że wcześniejsza, bawełniana wersja kiepsko mi szła… kupiłam sobie włóczkę z domieszką wełny i postanowiłam zmierzyć się ze wzorem raz jeszcze. Tak to jakoś mi schodziło z dnia na dzień, że utknięta we wzorku startowym chusta leżała… no i coś mi się zdaje, że ta wiosna we mnie wierzy, że przed nią skończę i czeka…
Dobrze, że się w porę ocknęłam i przypomniałam sobie i o tej chuście i o postanowieniu, bo wierzę że jedynie to mi tę wiosnę w ryzach trzyma i biedna nie może strzelić tymi pąkami wokół, a mury nie mogą się piąć do góry.
Na dzień dzisiejszy chusta jest w bliżej nieokreślonym stadium, ale na drutach mam 141 oczek „już”, czyli gapiąc się na nią, wnioskuję, że to jest 1/3 lub 1/4 całości, albo i nie… no sama nie wiem 🙂
W każdym razie pędem ją popędzę i wtedy będę mogła już nosić tę kurtkę do niej, bo na pewno już się na tyle ciepło zrobi.
Mam nadzieję, że wiosna się kolorów nie wystraszy, bo mąż stwierdził, że nie wiosenna, a jesienna mi ta chusta wychodzi 😀
Kolory moje, czyli wszelkie odcienie kawy i mleka, no może deczko czekolady i cynamonu, ale cieniowana dlatego, że bardzo mi wpadła w oko chusta Alex :))
Wzorek nawet już zaczęłam ogarniać… i dziergam z kartki, bo początek, to jedynie z filmikami, ale IK tak prowadzi za rączkę, że nie sposób się pogubić 🙂
Tajemnicą nie jest (bo zajawka była), że motyl się szyje… samą aplikację, wykonuję igłą do haftu i problemów zero, ale jak przyszło mi zszywać całość ze sobą, to zmieniłam igłę na taką uniwersalną… z pasmanterii, padło na „butterfly”… do zszywania motyli jak znalazł.
Z włożeniem jej nie było problemu, dokręciłam i przeszyłam próbkę.
Wskazówka
Doświadczenie mnie nauczyło, że zawsze po wymianie igły, nici, bądź zmianie ustawień ściegu – robię próbny ścieg na kawałku tkaniny, najlepiej takiej jak docelowa!
W tym wypadku nie była ona docelowa jeszcze, ale do tego już nie doszło z przyczyn, które opiszę poniżej.
Moja pierwsza próbka i każda kolejna, wyglądała tak:
Z doświadczenia wiem też, że sporo osób na taki widok obwinia przeważnie maszynę… że stara, że siaka i że przepuszcza. W wielu przypadkach tak jest, ale jak widać nie we wszystkich. Wiem, że moja maszyna nie przepuszcza ściegu, a tutaj nagle taki kwiatek… nie mogła to być więc wina maszyny, a jedynie igły!
Chciałam tę igłę wyjąć i wyrzucić, a tu kolejna niespodzianka… igły się nie da wyjąć o.O
W przypadku gdyby mąż w domu był, zostałby przeze mnie uraczony tą koronkową robotą, jaką było delikatne wyjęcie jej, ale że byłam sama, postanowiłam sobie poradzić jakoś.
Kleszczyki nie dawały rady, a jedyne co zrobiłam, to ułamałam czubek igły. Postanowiłam ją wybić od góry w dół… (mam taki dostęp do niej), wzięłam poniższe narzędzia i po naprawdę długim i żmudnym (bo musiało być bardzo delikatnie) stukaniu młotkiem w gwózdek, udało mi się ją usunąć… ale co mnie to nerwów kosztowało, to nie pytajcie.
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie twierdzę, że one są najlepsze
ze wszystkich, ale od teraz będę zwracać uwagę na to jakie kupuję.
Tak
jak wcześniej pisałam, jakość igieł jest widoczna gołym okiem. Nie
potrafię zrobić zdjęcia, które by w pełni pokazało tę różnicę, ale i tak
powinno być widać. Igła o pięknej nazwie „butterfly” jest jakby
„ulana”… każda inaczej, natomiast igła Schmetz jest każda taka sama
gładka i błyszcząca, bez żadnych smarków wokół. Kolby igły „butterfly” są różnej grubości… jedną włożę i wyjmę bez problemu, drugą jw.
Raz rowek z jednej, a raz z drugiej strony…
Wcześniej miałam przypadek, że ciągle maszyna zrywała mi nić… nie wiedziałam dlaczego i zachodziłam w głowę – dlaczego tak nagle? Myślałam, że to sprawka słabych nici.
Zamiana na te, które wiedziałam, że się nie zrywają (używam ich w overlocku) nie zmieniła sytuacji i poprowadziła moje myśli w kierunku ustawień naprężenia nici w maszynie… chociaż wiem, że maszyna robi to automatycznie. Teraz wiem, że rowek w igle wykonany był tak paskudnie, że podczas szycia przecierał ją co chwilę, a ja dostawałam szału, nie widząc jeszcze związku ze zmianą igły.
To nie była akurat igła „butterfly”, a inna „no name” z pasmanterii.
Nie jest to wpis sponsorowany, żeby była jasność, a jedynie chciałam zwrócić Waszą uwagę, że jakość igły naprawdę potrafi mieć ogromne znaczenie podczas szycia.
Objawy takie jak opisałam powyżej (czyli przepuszczanie ściegu, bądź zrywanie nici), nie muszą być wcale przyczyną złej igły, ale tak jak w moim przypadku mogą być i warto sprawdzając wszystkie ustawienia, sprawdzić i tę gwiazdę 🙂
UWAGA – Podsumowanie feralnego dnia było takie, że dostałam ochrzan od męża, że się sama za to zabrałam i TO NIC, że nie zaszkodziłam maszynie, ale tak NIE WOLNO robić (czyli tym młoteczkiem), nawet najdelikatniej w świecie, bo można w ten sposób powybijać łożyska „jakieśtam”, więc proszę nie powtarzać po mnie takiego zabiegu w domu! 😀
-
UAreFab
-
Zapomniana Pracownia
-
LolaJoo
-
Magdalena Kasprzyk
-
Zuch Dziewczyna
-
Zuch Dziewczyna
-
-
liwias
-
Sagitta
-
ew
-
potyczki z maszyną
-
Ignez
-
GochaMi
-
Monika Pie
-
Gatta
-
Żaneta Żyrafko
-
Avrea
-
Susanna szyje
-
Marietta
-
tofka
-
Moje Małe Rękodzieło
-
Ben Benkowo
-
kobieta szyje
-
cytrynna
-
Aga Krycha
-
ukryte wątki
-
moja moda moje szycie by M.J.